Obserwatorzy

wtorek, 27 lipca 2010

Zołzowaty klient...

W końcu zgrałam zdjęcia z poprzedniego jarmarku...






Te z was, które miały okazję sprzedawać swoje dzieła na tego typu imprezach, to wiedzą, że klienci zdarzają się różni.
Są tacy, którzy zagadają, zapytają jak robi się daną rzecz lub zapytają o technikę. Niektórzy po prostu się zachwycają, inni oglądają w milczeniu.
Ale są też klienci zołzowaci. Z traktowania wychodzi na to, że Toto- w sensie że ja, sprzedająca lub raczej wystawiająca swoje wytworki- więc, że Toto może ledwie podstawówkę skończyła. Sprzedaje na TARGU i ... no półgłówek i już.

Otóż nie sprzedaję na TARGU, tylko na jarmarku rękodzieła. Nie targujemy się, a możemy ewentualnie obniżyć cenę. Ale to niechętnie. Dlaczego ludzie oczekują, że moje rzeczy będą tańsze niż chińszczyzna w markecie? To nie wiem... Cenię sobie swój czas. W tym czasie kiedy robię decou mogłabym się bawić z moim dzieckiem, bądź z Małżem swym ;-)))) Poczytać. Lub po prostu poleżeć kołami do góry. A tak pracuję do późnych godzin nocnych.



Opowiem jak to pewnego pana zatkałam i już słowa więcej nie pisnął:



Jarmark w tę niedzielę:

Podeszło małżeństwo- średnia wieku 50 lat. Pani zainteresowała się różaną butelką. Oglądała i widać było, że wpadła jej w oko. Ja nic- niech kobieta patrzy. Będzie chciała kupić, to poprosi. Taki mam stosunek do ludzi. Chcą kupują, nie chcą, nie kupują. Odeszli. Za chwilę przyszli i znowu ogląda tę samą butelkę. Wystawiła do mnie rękę z butlą.

Ja: chce Pani kupić?

A na to jej mąż tonem – bo ja wiem niemiłym? szyderczym? czy też wykładowcy?: Jakby Pani skończyła marketing, to by Pani wiedziała jak podejść do klienta. Jak kobieta drugi raz wraca do tego samego miejsca, to trzeba sprzedawać!

Ja spokojnym tonem bez emocji: Tak się składa, że skończyłam studia zarządzanie i marketing. Wyścig szczurów mam w pracy, a tutaj jestem bo LUBIĘ. To moje hobby i NIC NIE MUSZĘ. (strzeliłam uśmiech ;-)

Pan się zacukał. Minę miał jakbym go po mordzie zdzieliła ;-) Zapłacili (zawrotną kwotę 15 zeta ;-) i bez słowa zwiali...



I kto jest górą? ;-)))))))


Pozdrawiam Miłe koleżanki i Ulę poznaną w tę niedzielę ;-)
...

niedziela, 25 lipca 2010

Krzesła i imieniny Anny

Nareszcie!!! Hurrraaa! Udało mi się skończyć lawendowe krzesła!
Długo to trwało, ponieważ ozdobiłam je lawendą w koszyczku i utknęłam. Motyw ewidentnie mi nie leżał. Długo biłąm się z myślami. I jak to bywa przy nie udanych projektach... porzuciłam cholerstwo.
Ale długo to nie trwało. Korzystając z tygodniowego urlopu, zakasałam rękawy. Pomalowałam od nowa i tadam:

tak wyglądały krzesełka "przed",
można zobaczyć we wcześniejszym moim wpisie TUTAJ KLIKNIJ

teraz:
















Krzesła można kupić przez moją stronę: http://www.galeriaagi.pl.tl/




A teraz druga część: imieniny Anny
Jak co roku w Zielonej Górze odbyły się ogólnopolskie imieniny Anny.
W tym roku byłam organizatorem- znaczy Stowarzyszenie Babska Agencja Rozwoju, do którego należę od początku roku.
Działo się wiele, ale mój aparat zawiódł... Niestety! Gościem " na szybko"-dosłownie wpadła i wypadła była Anna Dereszowska. A ja głupia... Aktorkę znam, ale nie z nazwiska. Prezes poprosiła, żebym coś z decou zrobiła dla gościa specjalnego... Zrobiłam i owszem duuużą butlę. Fajnie wyszła, ale dla Dereszowskiej- gdybym ( że tak trywialnie to określę) zatrybiła wcześniej, że Dereszowska, to TA Anna, to zrobiłabym coś naprawdę wypasionego...
Ach... A na dodatek zawiódł aparat:



A to ja z moją gwiazdą- blisko godzinę losowała na scenie losy dla Anek.
Bidulka, ledwo się trzymała na nogach ;-)


więcej o imieninach Anny wkrótce na blogu stowarzyszenia:


Trzymajcie się cieplutko i trzymajcie kciuki- żeby nie padało!, bo ja dzisiaj znowu stoję na jarmarku.

...

poniedziałek, 19 lipca 2010

trochę zielonego...

I po kolejnym jarmarku. Jak to mówią: szału nie było ;-) Trochę rzeczy sprzedanych, a trochę nie ;-)))Trochę jestem rozczarowana, a trochę nie ;-)
Bo ja lubię jednak jak cały czas coś się dzieje. A tak do 15 godziny nic nie sprzedane, a później w ciągu 15-30 min oblężenie, że nie nadążałam odpowiadać, wydawać, pakować. A później znowu cisza... O so chosi? Pytam się?
Ale! Ale! Organizatorzy co roku dają nagrody i wyróżnienia za najładniejsze stoiska. Nagroda pieniężna przeszła nam koło nosa, ale dostałyśmy wyróżnienie. Miłe to było. Jak na pierwszy raz w tym miejscu, to naprawdę cieplej na sercu się zrobiło ;-)
Zdjęcia mam w komórce, ale jeszcze nie zgrałam ich na kompa. W sumie nie wiem czy nawet wyszły...
A teraz moje oliwne decou:
Nosidełko nie znalazło jeszcze nowego właściciela...
Zmieści 4 butelki np. z oliwą, octem itp. lub w łazience oliwkowy (oczywiście) komplet do ciała ;-)


Nosidełko w ziołach...






...

piątek, 16 lipca 2010

wariacja z różowy w tle...

Padam na buźkę, ale musiałam Was poczytać. Bardzo pozytywnie ładują mnie blogowe wpisy. Jesteście babkami z pasją. Babkami z ciekawymi pomysłami i parą w rękach ;-)
Nie próżnuję i ja. Oto komplet różowo-różowy z czarnym ;-)




Przypominam sobie od czasu do czasu o kraku jednoskładnikowym.
Efekt nie do końca jak oczekiwałam, ale w sumie wyszedł fajnie.






Widzicie ten wściekły malinowy róż? Chyba szafa mojej córci nabierze takich rumieńców ;-)


dobranoc dobre duszyczki- jutro (dzisiaj) na 7 do pracy ;-)

...

czwartek, 15 lipca 2010

jak zwykle w połowie roboty...

Cóż mogę powiedzieć: urobiono jestem po łokcie..
Przygotowania do jarmarku trwają, a zostały tylko 2 dni! Praca wre!
Z pracowni przeniosłam się na dwór, bo gorąco, jak w  piekle.
Ach, powiem Wam w (WIELKIEJ) tajemnicy, że jestem straszną bałaganiarą. Czekam na swój urlop (od poniedziałku na tydzień!), żeby odgruzować: po1. garderobę- zalega masa prasowania, ale jarmarki- rozumiecie...
po2. pracownię, bo jarmarki- rozumiecie...
po3. taras i resztę podwórka, bo jarmarki- rozumiecie...
;-)))))))))))))))
Dobrze, że mój M. najbardziej mnie rozumie i się nie wścieka- no może jak rano nie ma wyprasowanej koszuli... Pada wtedy retoryczne pytanie: obiad masz na czym jeść (bo to on zmywa- wespół w zespół ze zmywarką)... ach...
A tak wyglądają przygotowania do jarmarku:



Widzicie jaki mam fantastiko stojak na butle! Projekt i wykonanie mój osobisty tata!





W kąciku ogrodu ten sam ;-) tata gruntuje mi butle ;-)



A tak prezentuje się mój chlebaczek... jednak drób...
Z lewej strony widnieje napis, ale słabiutki, słabiutki...


"wsi spokojna"

do tego wieszaczek...



...który jest deseczką,  bo jeszcze nikt mu nie przytwierdził wieszania ;-)


Idę dalej kłaść lakier i szlifować, szlifować, szlifować...


...

niedziela, 11 lipca 2010

moje candy!

Dzisiaj obiecane candy. Później odpowiem na nurtujące Was pytania ;-) dot. zakupów na All...


Jest mi niezmiernie miło, że tyle osób obserwuje mojego bloga. Tyle z was komentuje moje wpisy. Bardzo jest to miłe i czuję, że osób pozytywnie zakręconych jest więcej. Nie jestem sama ;-))))))

Blogowanie uzależnia! Serio.
Dobra, nie przeciągam.

Jeśli ktoś ma ochotę na podobną (ponieważ tę robię dla siebie, wiecie- pierwsze śliwki robaczywki ;-) paterę na owoce. Pobieloną, delikatnie postarzaną, to zapraszam!



Zasady jak wszędzie ;-)

Proszę o pozostawienie komentarza pod tym postem.
Proszę o umieszczenie informacji u siebie na blogu z podlinkowanym zdjęciem.
Osoby nieposiadające bloga o komentarz ze swoim adresem e-mail.
Wpisy do końca lipca.
Losowanie 01.08.2010

Kilka dni później... pozwoliłam sobie dodać zdjęcia...







A teraz w odpowiedzi o zakupy na Allegro, to kupuję duże gabaryty od sprzedawców z :sąsiedztwa". Ostatnio zakupione rzeczy są 50 km ode mnie. Znam tego sprzedawcę, w sensie już nie jedną rzecz nabyłam u niego. I zawsze mogę podjechać i zabrać te rzeczy oraz zakupić kolejną porcję starych klamotów - tfuuu starych rzeczy z duszą ;-)

Co do różowej farby, to już odpowiedziałam na blogu Lejdik, ale może kogoś jeszcze interesuje ten temat.
Farby w bardzo żywych barwach zakupuję w sklepie dla plastyków. Tuba 200 ml to wydatek rzędu 15-16 zł.
Farba z mieszalnika (takich żywych, mocnych barw!) wychodzi nawet drożej. A tu widzimy co bierzemy.
Jeśli macie inne doświadczenia, chętnie posłucham dobrych rad, gdzie kupić tanie farby ;-)



Dziękuję i zapraszam po słodkości ;-)


 
...

sobota, 10 lipca 2010

Zakupy w sieci

Dzisiaj w ten piękny i słoneczny dzień jestem przeszczęśliwa, ponieważ udało mi się zakupić szafę. Szafa- bieliźniarka. Wysoka na 140 cm. Już dawno chciałam coś takiego nabyć. POstanowiłam, że pomaluję ją na taki MOCNY- żeby nie powiedzieć wściekły ;-) ciemny róż.

Zdjęcie z Allegro:

Na razie są półki, a będzie wieszanie...



Ale widzicie to, co? Wściekły róż i jakieś motywy z szablonu, jasnym różem na drzwiach ...

A teraz brzydactwo- no może przesadziłam z tym brzydactwem, ale przymknijcie oczy: biała farba, kryształki zwisające... i dla młodej księżniczki jak znalazł... za całe 27 zeta ;-)




i półka na blondi- na Barbie... Walają się tego niezliczone ilości- chociaż jestem przeciwniczką kupowania dziecku zabawek bez umiaru. Ale kolekcja i tak się rozrasta...



Półka przedrożyła zakupy... ;-))))))) kosztowałą całe 7 zł...


Rzeczy "na żywo" jeszcze nie widziałam. Ale przecież może być tylko lepiej- prawda?


W tym optymistycznym.... a nie!
Zauważyłam, że ilość osób obserwujących mojego bloga stale i sukcesywnie rośnie. Jest już ponad 100 osób. Jest mi z tego powodu BARDZO- B A R D Z O miło.
Trza by ogłosić jakieś candy- co? Pomyślę nad tym dzisiaj intensywnie i na pewno coś wymyślę.
Pozdrawiam cieplutko ;-)


...

piątek, 9 lipca 2010

monotematyczna...

Dziękuję za podpowiedzi dotyczące chlebaka. Mój  szklany (Bronka, na plastik bym się nie rzuciła ;-) prawdopodobnie zostanie okogucikowany. No, drobiem go ozdobię i już. I chyba wieszaczek tematycznie podobny stworzę, żeby komplecik był.
Tytuł posta: monotematyczna, bo znowu lawenda będzie. Jak już odkurzyłam te serwetki, to całą serię zrobiłam.


Jest dzbanek



i duża taca...




I wieszak na ręczniki papierowe - tylko na czas zdjęć gdzieś mi się patyk zapodział...



i pudełko na ulubioną herbatę,





i na otarcie łez- tylko tych od śmiechu! -chustecznik

W tle lawendowych tworków leży serweta. Dzisiajszy nabytek za całe 10 zeta ;-)
W tym samym lumpku nabyłam drewniany talerz (tak, lumpki też się rozwijają i zmieniają asortyment ;-) oraz drewniany świecznik taki akurat.
Tata przewiercił dziurkę i zmniejszył bolec na świeczkę i tadam- jeszcze nie do końca pomalowana, ale prawie, prawie:
patera na owoce. Moja własna!







Jak ją do końca pomaluję, a później artystycznie podrapię papierem ściernym, to pokażę na wypranej i wykrochmalonej serwecie ;-)


Idę spać... ;-)




...

środa, 7 lipca 2010

chlebak

Byłam ostatnio w odwiedzinach min. u mojego osobistego dziadka. Przeryłam u niego garaż i znalazłam kilka fajnych rzeczy. ( w tym starą walizkę, ale o tym później). Fotki pozostałych rzeczy też później...
Dzisiaj zdjęcie chlebaka, który idealnie pasuje mi na półkę i otwiera się w dół. To są jedyne jego zalety. Jak to szkaradztwo ozdobić, żeby nie straszyło formą?
Tak, mogłabym drewniany kupić, ale nie mieści mi się na półkę.
Może macie wizję jak go zadekupażyć? Może same robiłyście chlebak? Proszę o namiary, żebym mogła się ponatychać, bo jakoś wena mi zaginęła.
Może maki?

Oto i szkaradztwo w całej okazałości:





Kuchnia w stylu wiejskim.

Korzystając z okazji jeszcze trochę pomarudzę: jesem zmęczona: wakacje dopiero pod koniec sierpnia..., mam milion rozpoczętych prac- brak energii na ich skończenie.
Weekendowe zlecenie na ozdobienie kuchni lawendą- skończone ale nie zrobiłam zdjęć!!! Masakra!

Wczoraj odbyły się warsztaty- ale zdjęć też nie pyknęłam. Zapomniałam! Skleroza przedstarcza, czy maksymalne zmęczenie?

Jestem padnięta! Teraz siedzę w pracy i tylko o spaniu myślę... No i o tym nieszczęsnym chlebaku ;-)


Jakbyście podesłały mi linki z chlebakami, to będę wdzięczna.

...