Gosia z http://starepianino.blogspot.com/ natchnęła mnie do napisania tego posta. Pisałam u niej w komentarzach moje uwagi i stwierdziłam, że w pewnych kwestiach mam naprawdę duże doświadczenie.
Jarmarki
Galerie internetowe
Sklepy stacjonarne
Jarmarki- to moje główne miejsce gdzie sprzedaję swoje pracki. Na jarmarkach bywa naprawdę rożnie. Raz marnie kilka rzeczy sprzedanych, innym razem kilka rzeczy to mi zostaje ;). Od 2008r. uczestniczę w różnych jarmarkach, w różnych miejscach. Głównie woj. lubuskie. Tutaj działa moje Stowarzyszenie Rękodzielników Lubuskich. I tutaj czuję się pewnie i (w miarę nie boję się US). Na szersze wody się nie wypuszczam. Wyjątek- Poznań i okolice.
Czytałam, że dziewczyny po 1, 2 jarmarkach się zniechęcają i rezygnują. Głowa do góry! Nie należy się zniechęcać, bo czasami cały sezon jest kiepski, a w kolejnym roku, w tym samym miejscu idzie super. Nie wiem od czego to zależy. Jeśli w kolejnym roku w danym miejscu jest posucha, to już nie wracam tam jako sprzedawca.
Stowarzyszenie często dostaje zaproszenia- głównie darmowe- dla swoich członków. Organizatorom zawsze łatwiej trafić do Stowarzyszeń niż do pojedynczych twórców.
Na jarmarkach bardzo często krążą osoby : od właścicieli sklepów, organizatorów innych imprez, czy innych instytucji, którzy zapraszają do siebie, biorą namiary i naprawdę się kontaktują. I często korzystam z zaproszeń na takie jarmarki.
I jeszcze jedno, jarmarki uwielbiam. Atmosfera, inni wspaniali twórcy. Pozytywna energia. Czego chcieć więcej?
Galerie internetowe- nie mam doświadczeń. W Pakamerze mnie nie chcieli. Na inne się nie zdecydowałam z uwagi, że wystawione rzeczy musiałabym "zamrozić" i musiałyby czekać w domu na sprzedaż. Jak na razie nie mam takich mocy przerobowych. Wszystko co robię, to sprzedaję osobiście. Ale myślę intensywnie nad sprzedażą w e-galeriach. Dziewczyny u Gosi pisały o Srebrna Agrafka. Jeszcze tam nie dotarłam, ale spróbuję na pewno.
Sklepy stacjonarne- temat rzeka. Najpierw negatywne sytuacje, które mnie spotkały. Galerie sprzedają rzeczy i nie informują o tym fakcie twórców. Nagminne- słyszałam też od innych. Jeśli sklep jest w tym samym mieście- ok. A jeśli 100-500 km od domu? Trzeba uruchamiać znajomych, żeby poszli sprawdzić, czy dana rzecz jest w sklepie.
Ale są też punkty nie zajmujące się sprzedażą, a można tam zostawić rzeczy na sprzedaż. U koleżanki w przedszkolu, szkole itp. I taka forma sprzedaży u mnie się sprawdza.
Mnie osobiście nie dziwi fakt, że zostawiając w sklepie rzecz, właściciele naliczają 100%. Bo wiem, że koszty prowadzenia takiego sklepu są kolosalne. I jeśli biorą coś z hurtowni (oczywiście przewaga z Chin), to co najmniej 100% narzutu muszą dać. Nie dziwi mnie to i nie oburza. Tak już jest. Dlatego większość z nas (rękodzielniczek) nie prowadzi działalności. Zżarłyby nas opłaty stałe...
I to tyle moich wynurzeń na temat moich doświadczeń sprzedażowych. Jak mi się coś przypomni to dopiszę.
Bardzo ciekawi mnie Wasza opinia. Jak to jest z Waszymi doświadczeniami?
Pozdrawiam serdecznie i czekam na komentarze!